Dlaczego? Dlaczego w przeciągu tych kilku dni moje życie musiało się zmienić tak diametralnie i to przez poznanie jednej, kruchej dziewczyny imieniem Mariki.
Jedynym plusem w tym całym gównie było to że wujek nie przyłapał mnie gdy wróciłam do domu. W ogóle miałam szczęście ponieważ Alma jeszcze nie przyszła.
-Ty idiotko. Kto przychodzi do pracy o 3:00?-pomyślałam i cała obolała powlokłam się do łazienki. Byłam cała brudna po tym gdy Erica skoczyła na mnie w lesie. Aa no właśnie, czy to w ogóle możliwe że wilkołaki istnieją? Jak widać, tak. Jednak nadal mam pytanie pozostawione bez odpowiedzi a brzmi ono 'Dlaczego Ja?'
Gdyby moi rodzice byli wilkołakami to chyba powiedzieli by mi. A może wujek?
Po szybkim prysznicu wróciłam do pokoju i jednym, zwinnym ruchem skoczyłam na łóżko po czym przykryłam się miękką kołdrą. Długo nie musiałam czekać aż sen nadejdzie.
***
-Alex! Alex wstawaj już no, bo się spóźnisz.-kiedy nie mogłam znaleźć kołdry otworzyłam szeroko oczy po czym gwałtownie wstałam.
-Jezu Chryste co ci się stało?
-Hmm? Jestem zmęczona i nie za dobrze się czuje.
-Dobrze jednak nadal nie rozumiem co zmęczenie ma do tych wszystkich zadrapań na twojej twarzy i rękach.
-Ehmm-popatrzyłam najpierw na moje palce a dopiero później na resztę. Rzeczywiście, byłam cała podrapana. Szybko Alex, wymyśl coś..
-Aa to..wiesz bardzo zabawna historia. Pamiętasz tą imprezę na którą ostatnio poszłam?
-Oczywiście.
-Powiem szczerze że było super do momenty gdy...ktoś nie wepchnął mnie w krzaki róż. To było straszne. Chyba z sześć osób próbowało mnie wyciągnąć.
-Ahh, no dobrze.-popatrzył na mnie kątem oka z lekkim uśmiechem na twarzy. Już się przestraszyłam że nie uwierzył gdy nagle powiedział coś czego bym się nigdy nie spodziewała.
-Możesz dzisiaj zostać w domu. Ja muszę lecieć już do pracy. Poradzisz sobie?
-Pewnie.-już miał otwierać drzwi gdy nagle zastygł w miejscu, przez chwilę gapił się w podłogę po czym odwrócił się w moją stronę z dziwną miną.
-Zapomniałem ci powiedzieć że Alma dzisiaj nie przyjdzie. Jest chora.
-A no okey. Gdzie mieszka? Może ją później odwiedzę.
-Na końcu naszej ulicy-kiwnęłam głową i już miałam zaciągnąć kołdrę na głowę gdy wujek powiedział coś przez co moje serce zaczęło szybciej bić.
-Dlaczego śmierdzi tu mokrym psem?-szepnęłam krótkie 'nie wiem' trochę się uspakajając.
-To pa.
-Pa.-kiedy po około pięciu minutach usłyszałam dźwięk wyjeżdżającego samochodu z garażu powoli wstałam przeciągając się gdy nagle z moich ust wydobyło się dość głośne ryknięcie.
-Boże, ja nie chce-powiedziałam zakrywając rękoma twarz.
Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zeszłam na dół do kuchni. Pierwsze co zrobiłam to nalałam sobie wody do szklanki. Dopiero kiedy płyn znalazł się w moich ustach zrozumiałam jaka byłam spragniona. Ni stąd, ni zowąd poczułam że ktoś za mną stoi.
-Lucas. Co tam?
-Tęskniłaś?-usłyszałam zachrypnięty głos. Chłopak podszedł tak blisko że jego klatka piersiowa stykała się z moimi plecami.
-Nie widzieliśmy się około pięciu godzin a ty się pytasz czy tęskniłam?
-Poprawka czterech i pół.-szepnął mi do ucha na co ja zareagowałam mini uśmiechem po czym delikatnie odwróciłam się do Lucasa. Stał tak blisko że nie miałam szans na przesunięcie się do przodu o milimetr.
-Czy tęskniłam?Niestety nie umiem odpowiedzieć. Czy ty nie powinieneś być teraz w szkole?Tak.
-Alexandro Antos, zraniła pani moje uczucia.-przyłożył rękę do torsu w miejsce serca.
-Lucasie Lewis, bardzo przepraszam że pana uraziłam jednak nie może pan opuszczać szkoły z mojego powodu.-patrzyliśmy na siebie w pełnym skupieniu i powadze oczywiście do póki Lucas nie zaczął się skręcać ze śmiechu a chwilę później poszłam w jego ślady.
-Lucas, ja mówię serio.
-Wcale że nie.
-Oczywiście że tak. Nie czuje się za dobrze jednak ty tryskasz zdrowiem i jeśli w tej chwili nie ruszysz tego...swojego tyłka i nie pójdziesz do szkoły to ja...
-To co?-znowu podszedł bardzo blisko mnie tak że o mało nie stykaliśmy się nosami.
-To ja...się obrażę, przestane cię lubić i już nigdy nie będziemy się spotykać.
-Alex przestań się w końcu oszukiwać. Ja chce tu być i wiem że ty też tego chcesz.
-Skąd niby wiesz? Zawsze jesteś taki pewny siebie?
-Nie po prostu od momentu gdy zdałaś sobie sprawę że tu jestem wydzielasz pewną substancję która mówi że się cieszysz. Ty tego nie czujesz ja natomiast tak.
-Co jeszcze możesz wyczuć?
-Dla ułatwienia, za niecałe dwa tygodnie ty też będziesz mogła ale wracając do pytania hmm, mogę wyczuć strach, złość, smutek, podniecenie. Dosłownie wszystko o czym tylko pomyślisz.
-Weź, to obrzydliwe.
-Wcale nie, tylko się tak wydaje.-potarł szyję dłonią po czym ruszył do salonu.
-Chcesz może coś do picia, do jedzenia?
-Nie, dzięki.
-Lucas powiedź mi co wilkoł..likantropii jeszcze potrafią?
-Powiem ci jeśli usiądziesz obok mnie.-tak jak powiedział tak zrobiłam.
-A więc lepiej widzisz w ciemności, jesteś szybsza i zwinniejsza. Prawie w ogóle nie potrzebujesz snu. Nie, nie jesteś zmuszona przemieniać się za każdym razem podczas pełni księżyca tylko podczas twojego pierwszego razu i nie, nie zabijamy ludzi.-kiedy Lucas przestał mówić zrobiło mi się zimno.
-Wiem, brzmi to trochę strasznie ale po twojej pierwszej przemianie zmienisz zdanie.
-Mam nadzieje-szepnęłam odwracając głowę w jego stronę.
-A jak ty robisz to z oczami.
-Chodzi ci o zmianę koloru?-pokiwałam głową
-Są trzy sposoby. Pierwsza to pełnia księżyca, druga to w momencie gdy poczujesz krew a trzecia to kiedy chcesz się zmienić, pierwszą metamorfozę przechodzą oczy.
-Najbezpieczniej brzmi ta pierwsza opcja. Tak w ogóle to jak się tu dostałeś?
-Przez otwarte okno w twoim pokoju.-no tak. Cała ja.
-Musisz być ostrożniejsza. Nie chce by ci się coś stało.
-Przysięgam że będę. Mówisz że dzisiaj nie zamierzasz iść do szkoły? Ethan ci pozwolił?
-Zamierzam cały dzień spędzić w twoim towarzystwie a co do Ethana to przecież nie mój ojciec. Mam zamiar cię dzisiaj gdzieś zabrać.-popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
-Mały trening. A teraz proszę wstać ponieważ nie mamy całego dnia.-Lucas złapał mnie za biodra i delikatnym ruchem podniósł do góry tym samym pokazując bym się ruszyła, co też po chwili namysłu uczyniłam. Podniosłam ręce do góry by wyprostować kości a z moich ust wydobył się taki sam dźwięk co rano.
-Jakie to słodkie
-Wcale nie. To jest straszne i denerwujące.-zakryłam usta ręką idąc z powrotem do kuchni po kolejną szklankę wody.
-Nie martw się z czasem zaczniesz nad tym panować.
-Uu ale pocieszające.-parsknęłam.
-Gdzie będzie się odbywał ten trening?
-W domu starców. Oczywiście że w lesie.-na te słowa na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Lucas. Co tam?
-Tęskniłaś?-usłyszałam zachrypnięty głos. Chłopak podszedł tak blisko że jego klatka piersiowa stykała się z moimi plecami.
-Nie widzieliśmy się około pięciu godzin a ty się pytasz czy tęskniłam?
-Poprawka czterech i pół.-szepnął mi do ucha na co ja zareagowałam mini uśmiechem po czym delikatnie odwróciłam się do Lucasa. Stał tak blisko że nie miałam szans na przesunięcie się do przodu o milimetr.
-Czy tęskniłam?Niestety nie umiem odpowiedzieć. Czy ty nie powinieneś być teraz w szkole?Tak.
-Alexandro Antos, zraniła pani moje uczucia.-przyłożył rękę do torsu w miejsce serca.
-Lucasie Lewis, bardzo przepraszam że pana uraziłam jednak nie może pan opuszczać szkoły z mojego powodu.-patrzyliśmy na siebie w pełnym skupieniu i powadze oczywiście do póki Lucas nie zaczął się skręcać ze śmiechu a chwilę później poszłam w jego ślady.
-Lucas, ja mówię serio.
-Wcale że nie.
-Oczywiście że tak. Nie czuje się za dobrze jednak ty tryskasz zdrowiem i jeśli w tej chwili nie ruszysz tego...swojego tyłka i nie pójdziesz do szkoły to ja...
-To co?-znowu podszedł bardzo blisko mnie tak że o mało nie stykaliśmy się nosami.
-To ja...się obrażę, przestane cię lubić i już nigdy nie będziemy się spotykać.
-Alex przestań się w końcu oszukiwać. Ja chce tu być i wiem że ty też tego chcesz.
-Skąd niby wiesz? Zawsze jesteś taki pewny siebie?
-Nie po prostu od momentu gdy zdałaś sobie sprawę że tu jestem wydzielasz pewną substancję która mówi że się cieszysz. Ty tego nie czujesz ja natomiast tak.
-Co jeszcze możesz wyczuć?
-Dla ułatwienia, za niecałe dwa tygodnie ty też będziesz mogła ale wracając do pytania hmm, mogę wyczuć strach, złość, smutek, podniecenie. Dosłownie wszystko o czym tylko pomyślisz.
-Weź, to obrzydliwe.
-Wcale nie, tylko się tak wydaje.-potarł szyję dłonią po czym ruszył do salonu.
-Chcesz może coś do picia, do jedzenia?
-Nie, dzięki.
-Lucas powiedź mi co wilkoł..likantropii jeszcze potrafią?
-Powiem ci jeśli usiądziesz obok mnie.-tak jak powiedział tak zrobiłam.
-A więc lepiej widzisz w ciemności, jesteś szybsza i zwinniejsza. Prawie w ogóle nie potrzebujesz snu. Nie, nie jesteś zmuszona przemieniać się za każdym razem podczas pełni księżyca tylko podczas twojego pierwszego razu i nie, nie zabijamy ludzi.-kiedy Lucas przestał mówić zrobiło mi się zimno.
-Wiem, brzmi to trochę strasznie ale po twojej pierwszej przemianie zmienisz zdanie.
-Mam nadzieje-szepnęłam odwracając głowę w jego stronę.
-A jak ty robisz to z oczami.
-Chodzi ci o zmianę koloru?-pokiwałam głową
-Są trzy sposoby. Pierwsza to pełnia księżyca, druga to w momencie gdy poczujesz krew a trzecia to kiedy chcesz się zmienić, pierwszą metamorfozę przechodzą oczy.
-Najbezpieczniej brzmi ta pierwsza opcja. Tak w ogóle to jak się tu dostałeś?
-Przez otwarte okno w twoim pokoju.-no tak. Cała ja.
-Musisz być ostrożniejsza. Nie chce by ci się coś stało.
-Przysięgam że będę. Mówisz że dzisiaj nie zamierzasz iść do szkoły? Ethan ci pozwolił?
-Zamierzam cały dzień spędzić w twoim towarzystwie a co do Ethana to przecież nie mój ojciec. Mam zamiar cię dzisiaj gdzieś zabrać.-popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
-Mały trening. A teraz proszę wstać ponieważ nie mamy całego dnia.-Lucas złapał mnie za biodra i delikatnym ruchem podniósł do góry tym samym pokazując bym się ruszyła, co też po chwili namysłu uczyniłam. Podniosłam ręce do góry by wyprostować kości a z moich ust wydobył się taki sam dźwięk co rano.
-Jakie to słodkie
-Wcale nie. To jest straszne i denerwujące.-zakryłam usta ręką idąc z powrotem do kuchni po kolejną szklankę wody.
-Nie martw się z czasem zaczniesz nad tym panować.
-Uu ale pocieszające.-parsknęłam.
-Gdzie będzie się odbywał ten trening?
-W domu starców. Oczywiście że w lesie.-na te słowa na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
------------------------------------------
Przepraszam że tak długo musieliście czekać ale cóż...
rozdział gotowy i mam nadzieję
że się spodobał. Liczę na waszą
szczerą ocenę która ( Szczerze ) jest dla mnie
w tym przypadku najważniejsza.
Bardzo fajny blog. Rozdziały szybko i "przyjemnie" się czyta :) . Nie mogę się doczekać kolejnego posta. Ahh... Już chcę wiedzieć co się wydarzy :p. Życzę powodzenia w dalszym blogowaniu. Zapraszam do mnie i liczę na subiektywny komentarz.
OdpowiedzUsuńifyoujustwant.blogspot.com
Świetny! Liczę że dalej będziesz go kontynuować! Czekam z zapartym tchem!
OdpowiedzUsuńD.S. :*