Witaj

*Rozdziały pojawiać się będą co parę tygodni do miesiąca
*Jeśli chcesz podzielić się swoim blogiem proszę klikać w zakładkę "spam"
*Po przeczytaniu rozdziału zostaw po sobie ślad w postaci komentarza ;)

Odwiedzający

10.12.13

Chapter II:Howl

Chłopak pokiwał lekko głową obnażając swoje śnieżnobiałe zęby w uśmiechu przez co nie mogłam się powstrzymać i poszłam w jego ślady.
-Na sam początek chciałem cię przeprosić za tamtą scenkę. Ethan nie za bardzo lubi nowych.
-Nie musisz przepraszać bo po pierwsze to nie ty zachowałeś się jak dupek, po drugie przyzwyczaiłam się już że ludzie zazwyczaj traktują mnie jak śmiecia a po trzecie ty ze mną gadasz. Czy to się na tobie nie odbije?-wygięłam brwi w dziwny sposób przez co chłopak ponownie się uśmiechnął.
-Ten jeden raz mu nie zaszkodzi.
-Mam nadzieję, nie chce żebyś przeze mnie miał kłopoty-przez chwilę staliśmy w ciszy,pomyślałam że czas na mnie więc odwróciłam się by odejść gdy chłopak zainterweniował
-Ehm, Aleksandra.
-Tak?
-Chciałabyś zjeść ze mną obiad jeśli oczywiście ci się nigdzie nie śpieszy?
-Pewnie-uśmiechnęłam się serdecznie
-Świetnie.
-A propo. Mów mi Alex-skinął głową. Jakieś dziesięć minut później byliśmy w jakiejś małej włoskiej knajpce. Wnętrze było miło i nowocześnie urządzone a na zapachy wydobywające się z kuchni od razu zaczęła mi lecieć ślinka. Usiedliśmy przy drugim stoliku pod ścianą do którego podeszła młoda kelnerka.
-Cześć Lucas-widać że dobrze się znali. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i po chwili rzuciła krótkie "co podać"
-Dla mnie to co zawsze-nie zapisała w notesie tylko odwróciła się w moją stronę.
-Ja poproszę makaron z serem i brokułami
-Już się robi. Coś do picia ?-oboje zaprzeczyliśmy. Znowu ta cisza, jak ja tego dnie znoszę.
-Brokuły?-prychnął
-A co w tym takiego dziwnego ?-nie za bardzo rozumiałam jego zachowania
-Nie nic. Jesteś wegetarianką ?
-Tak-w tym samym momencie moją uwagę przykuła mała ulotka o sztukach walki którą od razu zaczęłam czytać.
-Serio?-mruknęłam coś w stylu "aha"
-Wiesz może gdzie jest ta ulica?-pierwszy raz jestem w Kanadzie więc wolałam się spytać niż zabłądzić. Odebrał ulotkę z moich rąk, zerknął na adres po czym przytaknął głową.
-To jest jakieś dwie ulice stąd, jeśli chcesz zaprowadzę cię tam
-Może kiedyś.-kiedy ujrzałam kelnerkę wychodzącą z kuchni z dwoma talerzami zaburczało mi w brzuchu. Lucas popatrzył się w moją stronę uśmiechając się a ja poczułam że się rumienie.
-Smacznego- moje danie wyglądało zachęcająco jednak gdy popatrzyłam na talerz Lukasa od razu zrobiło mi się nie dobrze.. Mięło.. Fuuj.
-Co miałaś na myśli mówiąc że przyzwyczaiłaś się już że ludzie traktują cię jak śmiecia?- na początku nie załapałam o co mu chodziło ale po chwili przypomniałam sobie naszą rozmowę.
-Aaa. Eh. To nic ważnego
-Nie bądź taka, powiedź-wziął kolejną łyżkę swojej zupy minestrone.
-Bo przez to gówno..-podciągnęłam rękaw szybko dodając
-ludzie traktują mnie jak śmiecia, trudno to zrozumieć?-popatrzyłam w jego oczy ale prędko tego pożałowałam bo zobaczyłam w nich smutek i chęć powiedzenia bym kontynuowała
-Miałam kiedyś koleżankę albo i przyjaciółkę, nie ważne. Ona, jako jedyna osoba nie odwróciła się ode mnie przez to...Niestety jakieś półtora roku temu miała wypadek i stała się kaleką przez co musiała wyjechać za granice na jakąś terapie. Od tamtego momentu jestem sama.-chłopak przestał jeść i zawzięcie się na mnie gapił.
-Smutne. To dlatego tu przyjechałaś. Rodzice chcieli byś tak jak by zaczęła na nowo.-tylko westchnęłam odkładając widelec na pusty już talerz.
-Nie dlatego tu przyjechaliście?-poczułam że pod moimi powiekami zbierają się łzy
-Nie za bardzo. To znaczy, tylko ja tu przyjechałam.-już o nic więcej nie pytał tylko sięgnął po portfel, wyjął banknot i położył na stole. Chwilę później byliśmy już na zewnątrz.
-Dlaczego tylko ty?
-Co tylko ja?
-Dlaczego nie przyjechałaś z rodzicami?-był smutny jak i zaciekawiony. Kolejne westchnięcie
-Ponieważ oni nie żyją.-szłam dalej jednak po około trzech metrach zauważyłam że chłopak już dawno się zatrzymał i wpatrywał się próbując mnie rozgryźć
-Jeju. Mój tata spłonął w pożarze, był strażakiem. Po tym wszystkim wróciłam z mamą do polski. Po dziewięciu latach po śmierci ojca została zastrzelona a to się stało około miesiąca temu. Potem się okazało że mam wuja, tu w Kanadzie.-poczułam łzy, spływające po moich policzkach które szybko wytarłam rękawem bluzy. Chłopak na chwilę się zamyślił po czym podszedł do mnie i przytulił. Lubiłam i ufałam mu. Nie miałam nic przeciwko że mnie przytula bo właśnie tego brakowało mi od tego jednego, cholernego miesiąca.
-Dobra, koniec tematu o mnie. Teraz powiedź coś o sobie.-lekko się uśmiechnęłam. Lucas był trochę zdziwiony mojej szybkiej zmianie nastroju ale po chwili zaczął mówić.
-A więc sześć lat temu moi rodzice postanowili że wyślą mnie do ameryki, do szkoły. Nie chciałem tam jechać więc gdy tylko doleciałem na miejsce brałem stopy i po paru dniach znalazłem się tu. Mam, a raczej miałem babcie. Umarła gdy miałem szesnaście lat. Od tamtego momentu trzymam się z Ethanem. Nie jesteś sama jeśli chodzi o to..gówno-ku mojemu zdziwieniu chłopak zaczął rozpinać spodnie a ja ruchem ręki zakryłam oczy. Kiedy w końcu ją zabrałam i z przymrużonymi oczami spojrzałam w jego stronę stwierdziłam że nie zdjął spodni tylko je lekko zsunął bym mogła dostrzec znamię na jego biodrze, dokładnie takie samo jak na moim ręku.
 -Można powiedzieć że jesteśmy w tym samym klubie
-Tak, chyba tak.-puścił mi oczko na co od razu poczułam że moje policzki płoną co oznaczało że się rumienie.
-Bardzo miło się z tobą rozmawia ale muszę się już zbierać. Wiesz lekcje i tak dalej.-kiwnął głową
-Mogę cię odprowadzić?
-Oczywiście.-szliśmy w milczeniu. Po piętnastu minutach staliśmy pod moim domem który nawet ładnie się prezentował.
-Woww. Fajna chata. Doskonała na imprezy.
-Nawet o tym nie myśl-pokiwałam mu palcem przed nosem. Znałam go od paru godzin a już się czułam jak byśmy byli przyjaciółmi od wieków.
-Nie no żartowałem. Kiedyś będziesz musiała pójść na taką prawdziwą imprezę
-Z pewnością-odpowiedziałam drapiąc się po ręce w miejscu gdzie znajdowało się znamię. Chłopak to zauważył, zmarszczył czoło patrząc to na rękę to na mnie jednak nic nie powiedział. Powiem szczerze że było to trochę dziwne i mnie trochę rozśmieszyło.
-No to na razie-pożegnał się pomachując ręką w przód i w tył. Ku mojemu zdziwieniu Lucas nie poszedł w stronę z której przyszliśmy, poszedł do lasu.
-Pewnie na skróty-pomyślałam i dopiero teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć nie zwracając na siebie uwagi. Był cholernie wysoki, przystojny i uroczy.
Byłam wyczerpana po całym tym dniu więc nie czekając długo weszłam do domu zamykając drzwi które okazały się być otwarte. Byłam zdziwiona bo przecież wujek powiedział że wróci późno. Odłożyłam torbę na sofę i ruszyłam w stronę kuchni, do jednego pomieszczenia w którym świeciło się światło. Kiedy wyjrzałam przez pobliskie okno zauważyłam że było o wiele ciemniej niż mi się wydawało.
Kiedy do niej weszłam ujrzałam kobietę stojącą przy kuchence.
-Kim pani jest?
-Oo Aleksandra. Nie usłyszałam kiedy przyszłaś. Ja jestem Alma. Gospodyni. Miło mi cię poznać
-Mnie również.
-Mam nadzieję że lubisz makaron z warzywami-pokiwałam głową a ona wyciągnęła talerz z szafki znajdującej się nad jej głową i nałożyła sporą porcje podając mi.
-Dziękuje. Nie chce żadnych nieporozumień więc od razu mówię że jestem wegetarianką, nie musisz dla mnie gotować.
-Ah, to żaden problem. Twój wujek poinformował mnie że dzisiaj wróci późno, powiedział bym ci coś ugotowała-posłałam jej ciepły uśmiech. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się aż do skończenia mojego posiłku.
-Dziękuje, było przepyszne. Teraz przeproszę cię. Muszę iść odrabiać lekcje i położyć się spać bo przecież jutro mam szkołę.-pokiwała głową zabierając pusty talerz. Dużo lekcji nie miałam więc po pół godzinie mogłam wziąć rozluźniający prysznic. Ręcznik był cały mokry więc postanowiłam że wywieszę go na balkon. Kiedy miałam już się odwrócić by wrócić do środka parę metrów od domu zobaczyłam ruch, a może dwa.. nie wiem ale wiem że coś widziałam. Nie zważając na to wgramoliłam się na łóżko przykładając głowę do miękkiej poduszki. Była pełnia a od dzieciństwa miałam tak że podczas niej nie mogłam zasnąć przewracając się z lewego boku na plecy, z pleców na brzuch i z powrotem. Na moje nieszczęście łóżko stało niedaleko okna przez które wpadało księżycowe światło prosto na moją twarz co mnie dobiło. Byłam coraz bardziej zdenerwowana ponieważ wiedziałam że w szkole będę nieprzytomna ponieważ była już prawie pierwsza w nocy. Kiedy się rozluźniłam i przestałam przekręcać z boku na bok usłyszałam wycie, wycie pełne bólu, smutku i samotności. Na samym początku pomyślałam że to pies ale po chwili dodałam jeszcze jedno wytłumaczenie...wilk.
Nie za bardzo mnie to w tej chwili obchodziło, zapytam się jutro Almy a teraz mam wszystko w dupie i idę spać.
---------------------------------------------
Witam, rozdział drugi gotowy i
na początku szczerze wam powiem że nie miałam na
niego pomysłu. Po prostu nic mi do głowy nie przychodziło ale
jak widać nie wyszedł mi tak źle, no nie?



1 komentarz:

  1. Anonimowy13/12/13

    Ciekawie piszesz :) Podoba mi się. Bohaterowie też fajni :D

    OdpowiedzUsuń